piątek, 4 maja 2012

Świat wypadł mi z moich rąk - jakoś tak nie jest mi nawet żal...


Czasami przeraża mnie to, co siedzi w mojej głowie, na myśl przychodzi mi wiele rzeczy, których nie umiem zrozumieć. Jakieś dziwne obrazy, zupełnie bez sensu, ale wydają się być tak prawdopodobne... Dziwne słowa, dziwne plany, dziwne zamiary, okropne uczucia... W jednej chwili wiem, że chcę coś zmienić, odciąć się od czegoś, w drugiej żałuję, że nawet mogłam tak pomyśleć. Chciałabym zdąrzyć, chciałabym zapobiec, ale z drugiej strony chciałabym mieć pewność, że nie będę musiała nic robić, nic mówić, nie tłumaczyć, nie unikać, nie patrzeć, nie udawać. Myślę sobie - mam osiemnaście lat, ale dojrzałości brak, dalej jestem takim mega naiwnym dzieciakiem, który wierzy we wszystko co mu się powie, albo przynajmniej chce wierzyć i dla wszystkiego szuka wytłumaczenia, dla wszystkich szuka wymówki, drugiej strony, lepszej strony. Wszystko za bardzo boli, za bardzo rani, nie widzę przyszłości.

co mam zrobić??????????????????
nie chcę przeżywać tego jeszcze raz i kolejny raz i znów i znów na nowo.


Begin Again - Measure

czwartek, 19 kwietnia 2012

środa, 21 grudnia 2011

` she's an animal (...) silent murderer, haunting after you. `


To zawsze przychodzi po jakimś czasie. Przychodzi, walnie mnie, a że ma ogromną siłę rażenia - zaraz dotrze przeze mnie do innych. Nie potrafię przewidzieć kiedy się pojawi, czasami umiem to stłumić, ale tylko na moment, bo za chwilę wraca z podwojoną siłą. Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu? Nie, u mnie to nie działa. Wolę gołębie na dachach... I przez to, że szukam wad i zgrzytów na siłę, że prowokuję kłótnie, że potrafię nie odzywać się dniami, tygodniami, olewać bez wyrzutów sumienia - nie lubię siebie chyba, wiesz? Naprawdę przejebanie jest być mną. Chciałabym, żeby pewnego dnia przestały istnieć dla mnie jakieś wytyczne, granice, reguły czy cokolwiek w tym rodzaju. I nawet jeśli mówię Ci prosto w oczy: "To nie ma dla mnie znaczenia, nie zwracam na to uwagi serio." to za chwilkę, gdzieś po drodze, możesz dowiedzieć się, że jednak właśnie ta mała bzdura przeważyła na "nie".

Jesteś bystry, to wiesz o czym mówię. 








poniedziałek, 28 listopada 2011

Why don’t we wake up and see?

Pamiętam czasy gdy zimne piwo, miętowy papieros i godzinna gadka na ławce w parku załatwiały wszystko. Wczoraj zaproponowane w ramach CHYBA pocieszenia, nie wiem, nie wywarły na mnie praktycznie żadnego wrażenia, ot po prostu bez zająknięcia powiedziałam "No coś Ty, nawet nie mam ochoty". 

Znowu mam dwie opcje, przez pryzmat rozumu zdecydowanie powinnam wybrać tą, którą mam zaraz tu, przy sobie, na wyciągnięcie ręki, opcję bardzo dobrą, której nie mam nic do zarzucenia, ale sorry... Ja już dzisiaj nie potrafię kierować się rozumem, tylko idę tam gdzie idą moje emocje i jeśli one wskazują mi coś, co niekoniecznie będzie dobre dla mnie, ale na chwileczkę pomiesza mi w głowie do tego stopnia, że będzie mi wszystko jedno - gubię mózg na drodze, jak dzisiaj kasę na Placu Wolności, za którą miałam kupić Energy Drinka w Żabce.

Mam nadzieję, że moje humorki przejdą równie szybko jak dotychczasowe zachcianki, które straciły na wartości w przeciągu max. kilku tygodni.

pozdrawiam ludzi, którzy są ze mną i wytrzymują.

a i to nie jest PMS.


jeszcze za czasów Nathana myryry.

sobota, 12 listopada 2011

I don't need rain drops to save me from the fire.

Wszystko jest bardziej urokliwe w nocy. Muzyka bardziej do mnie trafia, rozmowy się bardziej kleją, smsy lepiej wyglądają, a filmy bardziej wzruszają i nawet herbata lepiej smakuje.


Czasami trzeba odpocząć od ludzi, hałasu, świata zewnętrznego, zaszyć się w swoich czterech ścianach i pobyć chwilę sam na sam ze sobą. Ułożyć myśli, poprawić postrzeganie na niektóre sprawy, zmienić niektóre plany. I modlę się, żeby znowu nie strzeliło mi do głowy coś głupiego pod wpływem chwili.


Wspominam niektóre momenty jeszcze przed dokonaniem pewnych wyborów, czy złych? Trudno powiedzieć, bo gdyby nie one, raczej nie byłabym tą samą osobą co dzisiaj. Zazwyczaj tak jest, że nie wiemy nic do końca i nie jesteśmy na sto procent zdecydowani, a mimo to podejmujemy ryzyko i dopiero później, dużo, dużo później poznajemy konsekwencje swoich wyborów. Sama nie wiem czy żałuję, może gdyby wszystko inaczej się potoczyło, byłabym teraz tak w cholerę szczęśliwa i nie pisałabym tego posta. Gdybym miała wehikuł czasu chyba cofnęłabym się o ponad rok i wszystko inaczej rozegrała, tylko tak na moment, żeby zobaczyć jak to by się dalej potoczyło - przecież zawsze mogłabym wrócić znów... ;_)

+ przykro mi się zrobiło, bo niektórzy lekceważą pewne ostrzeżenia, a przecież to nie po to, żeby im zaszkodzić, tylko wprost przeciwnie...

czwartek, 10 listopada 2011

kompletnie nie wiem.



Chyba nigdy nie czułam się tak samotna jak dzisiaj wieczorem i nigdy nawet nie pomyślałam, że mogłabym się tak czuć. Zawsze wokół mnie było pełno ludzi, przyjaciół bliższych, dalszych, znajomych. Zawsze miałam do kogo się odezwać. Dzisiaj akurat nie mam do kogo buźki otworzyć i tylko wysłuchuję jaka to jestem beznadziejna, bo nic nie robię i w ogóle to powinnam się zmienić, najlepiej zaraz, teraz, już. Nie umiemy zdobyć się na dłuższe rozmowy, ot wymiana zdań na tematy strasznie banalne, prozaiczne. Ty masz czas w pełni zajęty, ja z tym czasem nie mam co robić, ale udaję, że też jestem strasznie zajęta, gdy przychodzą myśli w stylu "A może się pouczę?", "Może ogarnę w końcu swój pokój?". Nigdy nie zdawałam sobie sprawy z faktu, iż przyjaźń jest taka strasznie krucha i czymś trwałym jest tylko w niezwykłych przypadkach. Czasem na pytanie "A miłość?" wykonuję gest machnięcia ręką i mówię "fajnie jest być singlem, możesz to, tamto i sramto", ale pewien warunek musi być wtedy spełniony, a teraz już nie jest i duszę się w tym, bo na siłę muszę szukać kogoś, komu mogę powiedzieć to wszystko bez zająknięcia.

Czasami wydaje mi się, że ludzie są zbyt blisko mnie, tak blisko, że automatycznie wrzucam ich do "strefy zaufania" i na osi czasu umieszczam ich na całej rozciągłości mojego życia - jakież to naiwne. Zawsze myślałam, że mam w sobie trochę jakiejś nieufności, że miną wieki, zanim ktoś stanie się dla mnie naprawdę bliski. Teraz daję się złapać na kilka miłych słów, na ciepły sweter w zimny wieczór, na promienny uśmiech, gdy czuję się źle, na "kiedyś pójdziemy/pojedziemy/zrobimy...", szczególnie na "kiedyś". W mózgu zapisuje mi się schemat, że skoro jesteś teraz, to będziesz jutro, pojutrze, w wigilię, sylwestra, wielkanoc czy w wakacje, że zawsze będę mogła przyjść i powiedzieć to co mam do powiedzenia, że nigdy mnie nie olejesz bez konkretnego powodu, że gdy będę chciała rady to mi ją dasz, a gdy będę chciała żebyś milczał - nic nie powiesz. Imprezowanie też jednak na dobre nie wyszło, ileż można pić wódkę powtarzając "pieprzyć wszystko", zresztą teraz i tak już kwestia balangowania legła, bo jak umawiamy się na kilka tygodni przed, w tym samym dniu słyszę "Sorry, nie mam czasu.". Mogę rozłożyć ręce i powiedzieć, że los się chyba odwrócił i teraz to ja nie wiem co robić i czuję się z tym cholernie źle. 
dajcie mi księcia na zielonym kawasaki ninja, ale nie dawajcie mi już wódki raczej.

ps sorry, że takie smuty pieprzę, ale czasami muszę.



odblokowałam formspringa, dalej możecie zadawać głupie pytania.